pani Laurier posyła do najlepszych klijentek pod pozorem, że ma lepszą minę i ułożenie niż ja... Odmawia gratyfikacyi, ta panna. Ja nie jestem dumna i biorę wszystko co mi dają... Ona mi włazi w drogę i nie cierpię jej.
— Jest powód — odpowiedział Leopold ze śmiechem — tylko ja go uważam za zły.
— Jak to? — zły?
— Bezwątpienia... Panna Renata jest zachwycająca, prawdziwie zachwycająca i to nie jej wina, że ją pani Laurier ceni...
Zeneida zagryzła usta i spojrzała na mówiącego z pod oka.
— Wiesz pan — rzekła po jednej lub dwóch sekundach milczenia — teraz rozumiem, dla czegoś pan szukał ze mną spotkania, rozmowy... i dla czegoś mi pan dał kolczyki i dwie sztuki złota...
— Doprawdy?
— Tak panie, i jeżeli pan masz choć za grosz szczerości, to przyznasz, żem trafnie odgadła.
— I cóżeś odgadla?
— Wszystkie pańskie pytania są tylko pozorem! Jedna rzecz tylko pana interesuje, jedną rzecz tylko chcesz pan wiedzieć.
— A tą rzeczą jest?
— Jest to, co robi nasza panna, w której pan jesteś zakochany i którą pan chciałbyś bałamucić... Prawda?
— A więc, tak, prawda rzekł Leopold, jakby pomimowoli.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1251
Wygląd
Ta strona została przepisana.