Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jedź więc mój przyjacielu, skoro cię nic wstrzymać nie może — wyszeptała córka Małgorzaty, której oczy zaszły łzami. — Będę czekała modląc się za ciebie...
— Ochroniony modlitwą takiego jak ty anioła, czegóż się mam obawiać? — odparł Paweł.
— Kiedyż pojedziesz? — zapytał Juliusz Verdier.
— Jutro... Dowiadywałem się o godzinie wyjazdu. Puszczę się o siódmej minut dwadzieścia, pierwszym pociągiem. W Brukselli będę o pierwszej minut pięćdziesiąt ośm, a w Antwerpii o trzeciej... — Zatem jeżeli nie zajdzie co nieprzewidzianego, nic mi nie przeszkodzi, powrócić tutaj po jutrze wieczorem...
— Czy zabierzesz woreczek pani Urszuli?
— Rozumie się!... W obec takiego przekonywającego, dowodu, nędznik nie będzie mógł się zaprzeć... co bez tego mógłby uczynić...
Jarrelonge już nie słuchał.
Usiadł znowu przy stole dla skopiowania adresu napisanego w sposób prawie nieczytelny na rogu „Pamiętnika“ i włożył ten adres do pularesu.
Co uczyniwszy, bez względu na zmęczenie, wziął na siebie cieplejsze ubranie, schował napowrót rękopis pod podwójnem dnem szafki, wyjął wszystko złoto i srebro, uzbroił się w nóż spiczasty i wyostrzony, zgasił lampę i wyszedł nie zapomniawszy zamknąć drzwi na dwa spusty.
Przechodząc przez sień, słyszał w sąsiednim pokoju poruszenie krzesłami i rzekł do siebie: