Czytelnikom z góry wiadomo, że tam nie mógł zastać nikogo.
W istocie Jarrelonge nie liczył, aby mu się udało od razu, ale miał nadzieję, że zbiorze niejakie objaśnienia, dzięki którym trafi na ślad swego byłego wspólnika i odszuka jego nowe mieszkanie.
Przybywszy na wspomnianą uliczkę, zdziwił się widząc otwartą na oścież bramę od dziedzińca pawilonu.
Na dziedzińcu tym stał jeden z tych wielkich wozów służących do przewozu mebli.
Dwaj ludzie zdejmowali z niego sprzęty.
— Ktoś się wprowadza — pomyślał Jarrelonge — zatem on się wyprowadził... spodziewałem się tego, ale z tem wszystkiem nie jest mi to przyjemnem...
Co robić?... Kto nie ryzykuje ten nic nie ma, sprobuję...
Zbliżył się do tragarzy.
— Czy osoba co się wprowadza jest tam? — zapytał jednego z nich.
— Tak jest... w pawilonie.
Uwolniony więzień bez najmniejszego wahania skierował się ku gankowi o trzech stopniach.
W chwili gdy do niego dochodził, na prawo ukazała się kobieta w pewnym wieku.
Jarrelonge ukłonił się jej.
— Czy to pani — rzekł — wprowadza się tutaj?
— Tak panie...
— Więc może pani będzie łaskawa dać mi objaśnienie...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1111
Wygląd
Ta strona została przepisana.