Sympatyczna i wychudła twarz ostatniej bolesny wyraz fizyognomii, pełna elegancyi prostota jej żałobnego ubrania, przyciągały i zatrzymywały jej uwagę.
Zdawało jej się, że w dalekich marzeniach widziała już tę bladą, wzruszającą kobietę.
Gdy usłyszała jej mowę, opanowało ją dziwne wzruszenie.
Głos nieznajomej aż do głębi duszy poruszał milczącą dotąd strunę.
— Czemuż mam przypisać honor odwiedzin pani? — mówiła dalej kupcowa.
— Przychodzę się dowiedzieć, czy pani nie ma tej koronki, której dwanaście metrów sprzedałaś mi w roku zeszłym?
— Koronki brukselskiej... pudełko Nr. 18... pamiętam doskonale... Nie mam jej już w sklepie. Obstalowałam ją w Belgii i czekam jej nadejścia. Czy pani bardzo pilno?
— Nie, — ale wołałabym nie czekać zbyt długo.
— Natychmiast napiszę powtórnie... Za pięć lub sześć dni z pewnością będę mogła panią zadowolnić... Ile metrów pani potrzebuje?...
— Dziesięć.
— Sama ją pani przyniosę, chcąc się przekonać, czy będzie zupełnie taka sama jak pani już ma. Gdybym jakim szczególnym wypadkiem nie mogła wyjść, to przyszlę do pani swoją starszą panię, która przyjdzie po jej rozkazy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1065
Wygląd
Ta strona została przepisana.