Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umarła, lub czy ją oddalił od siebie, rzucając w nędzy i opuszczeniu? — To byłoby nikczemném!... Dowiem się tego, i jeżeli ten człowiek jest złym ojcem, ja będę dobrą matką.
Pani Bertin poszła napowrót do hotelu, dokąd wróciła w kilka minut.
— Czy można tu dostać powozu? — zapytała gospodarza.
— Bardzo łatwo... byleby tylko pani nie była zbyt wybredną... — Romilly to nie Paryż.
— Na byle czém poprzestanę...
— Czy pani daleko chce jechać? — Dokąd?
— Do zamku Viry sur-Seine...
— Do naszego deputowanego pana Roberta Vallerand?
— Tak jest panie...
— Cała droga dziesięć kilometrów... Nie ma potrzeby brać ciężkiéj parokonnéj landary... — Ja pójdę sam do wynajmującego powozy i zamówię dla pani kabrjolet...
— Bądź pan łaskaw się pośpieszyć, bardzo proszę....
Oberżysta wyszedł.
Po upływie półgodziny — która się wydawała dla Małgorzaty wiekiem, — powrócił z kabrjoletem, dzwoniącym żelaztwem i powożonym przez woźnicę w bluzie.
— Niech pani siada, — rzekł — chociaż ekwipaż na oko niepozorny, ale człowiek pewny i koń dobry.