Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/982

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bynajmniej... wobec Agostiniego nie krępuję się wcale.
Stary włoch, wszedł do gabinetu.
— Przeszkadzam może? — zapytał, witając panią domu, a jednocześnie rzucając okiem na Fryderyka, którego nie znał, lecz odgadywał charakter i sposób postępowania po całem jego zuchwałem zachowaniu się i gminnym guście jaskrawego ubrania.
— Przeszkadzać mnie? nigdy w święcie... — zawołała Melania. — Cieszę się, ilekroć razy widzę cię u siebie... wszak o tem wiesz dobrze. Znajdujemy się w kółku rodzinnem... Przedstawiam ci mojego kuzyna...
— A! pana Fryderyka Bertin... — rzekł Agostini z uśmiechem.
Melania ze swym kuzynem spojrzeli na siebie zdziwieni.
— Pan mnie znasz? — pytał ten ostatni.
— Znam wszystkich, panie, a wiedząc, że pani Gauthier nie ma żadnych dla ciebie tajemnic, mogę mówić otwarcie w pańskiej obecności o tem, co mnie tu sprowadza.
— Ach! — przerwała z radością Melania — jeżeli przychodzisz zaproponować mi nową pożyczkę pieniężną, powziąłeś świetną ideę. Właśnie chciałam jechać do ciebie zapytać, czy nie zmieniły się twe dobre zapatrywania co do pana de Nervey?
— Od pani zależy, aby się nie zmieniły.
— Odemnie?
— Tak.
— Cóż mam w tym celu uczynić?
— Pozwolić na zadanie ci kilku zapytań, na które odpowiesz pani z całą szczerością.
— Pytaj, ile chcesz i o co chcesz, licząc aa moją otwartość. Zresztą, daremniebym się starała kłamać wobec ciebie.
— A więc przedewszystkiem, jak się przedstawia teraz projekt pani?
— Jaki projekt?