Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/971

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na pokładzie zapanowało milczenie.
Upłynęły rak trzy kwadranse, poczem ozwał się Dickson:
— Baczność! przybijamy do miejsca.
Stanął przy sterze; majtkowie ściągnęli żagiel.
Statek, będąc teraz pchanym jedynie swą własną siłą, zwolnił nieco biegu, a wreszcie zatrzymał się nieruchomy.
— Spuścić łódkę na morze: — zakomenderował właściciel „Mewy.”
Rozkaz natychmiast wykonano, a jeden z majtków wskoczył w ową wątłą łupinę z dwojgiem wioseł.
— Nie możecie panowie płynąć razem — rzekł kontrabandzista do Misticota i Trilbego. Łódka pomieścić może tylko wioślarza i jednego pasażera. Obróci przeto dwa razy. No! wsiadaj pierwszy, młodzieńcze.
— Jestem gotowy... — odrzekł podrostek z Montmartre.
— Podam ci twoją walizę — ozwał się Trilby, znikając na schodach kabiny.
— Oto dla twoich majtków, kapitanie — wyrzekł Misticot, podając sto franków Dicksonowi.
— Schodź pan ostrożnie po uczepionej drabinie — rzekł tenże, chowając pieniądze do kieszeni. Majtek na dole czeka tam na ciebie. Podamy ci twoją walizę. Płynąc na tem czółnie, ust nie otwieraj, nie przemów słowa! Gdy zaś wysiądziesz, zwróć się plecami do morza i wejdź po prawej na ścieżkę, mknącą między skałami. Dosiągnąwszy wierzchołka, zatrzymaj się, oczekując na swego towarzysza. Gdybyś posłyszał, że ktoś nadchodzi, rozmawiając, nie trwóż się. Będzie to straż, chodząca wokoło komory celnej. Nie niosąc z sobą kontrabandy, nie masz się czego obawiać. No! dalej w drogę!
Misticot, uczepiwszy się rękoma i nogami sznurowej drabiny, zsuwał się po niej lekko, aż wreszcie dosięgnął dna czółna.
— Siądź pan... — rzekł doń zcicha majtek.
— A moja waliza?
— Oto jest.