Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/945

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Owszem, ja dobrze rozumiem to, kuzynko — wyrzekła córka bankiera; — wszakże jestem przekonaną, że moją ostatnią deską zjawienia jest właśnie ów opór z mej strony, a razem, iż nie możemy nic się spodziewać z zarządzonych przez nas poszukiwań.
— Kto wie?
— Jakto... po tem wszystkiem, co usłyszałyśmy dziś, ty jeszcze zachowujesz jakieś nadzieje, jakieś złudzenia?
— Tak... Uczucie, jakie napełnia mą duszę, nie da się określić słowami, wszelkie rezonowania pokonać go nie zdołają. Jest to rodzaj silnej niezłomnej nadziei, bezzasadnej, być może, z pozoru, wszakże utrwalającej mnie w przekonaniu, że w nieskalanej niby przeszłości tego człowieka, znajduje się coś, co jego związek zemną niepodobnym uczyni. Zresztą, na co się nam przyda dyskutowanie w tej nierozwiązalnej kwestyi? — dodała siostra Marya, czując, iż umysł jej przyćmiewa się wśród tłumu oblegających go najsprzeczniejszych myśli.
— Miejmy nadzieję... Nie traćmy jej mimo wszystko... i ufajmy w bożą nad nami opiekę. Uściskaj mnie, drogie dziecię, i śpij spokojna.
Obie kuzynki ucałowały się wzajemnie, poczem zakonnica odeszła.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Straszny ów dramat nocny, jaki miał miejsce w lesie Amboise, poruszył całą okolicę. Nazajutrz w dzienniku, wychodzącym w Tours, ukazał się artykuł, który przytaczamy poniżej:

DZIKIE ZWIERZĘTA Z MENAŻERYI PEZONA.
Niezwykle straszna katastrofa.
„Donosiliśmy w poprzednim artykule o pożarze, jaki wybuchnął w Loches przed dwoma tygodniami. Owóż