Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/845

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Proszę o kieliszek Vermouth’u, dla wzbudzenia apetytu — rzekł ów komisyoner. I wychyliwszy ów napój, wyszedł.
Arnold siedział zamyślony. Trilby ukradkiem spoglądał na niego. Misticot jadł swoje śniadanie w milczeniu.
Drzwi restaurącyi otwarły się nanowo, a w nich ukazał się młody mężczyzna, brunet, kształtnie zbudowany, za którym wszedł posłaniec, niosąc zawiniątka, które złożył na boku sali.
— Witaj nam, gospodarzu! — zawołał nowoprzybyły silnym metalicznym głosem.
Właściciel hotelu wydał okrzyk radosnego zdziwienia.
— Co widzę?... — rzekł; — pan... panie Revel, w Blevé?
— Zaraz ci to wytłumaczę... poczekaj, niech tylko zapłacę posłańca. Każ pan zanieść moje bagaże do mego zwykłego pokoju, jeśli jest wolnym. Nie chcę ich odsyłać do teatru. Po raz ostatni ukradziono mi tam wspaniały kostyum Ludwika XV-go, kosztujący dwadzieścia luidorów. Odtąd wożę z sobą to tylko, czego potrzebuję do przedstawienia. Masz, mój kochany... — dodał, zwracając się do posłańca — oto dwa franki za twoją fatygę.
— Pański pokój, pod dziesiątym numerem, jest wolny — rzekł oberżysta. — Każę tam przenieść bagaże.
— Dobrze... a jednocześnie proszę o filiżankę czekolady, gdyż umieram z głodu! Wyobraź pan sobie, żem tu przyjechał z Loches na wózku, wiozącym depesze. A! do pioruna, jakaż dyabelska jazda! Czuję, jak gdybym miał kości połamane! Lecz cóż tu słychać nowego?
— Nic.
— Jakto... a menażerya Pezona?
— A! prawda... Pożar wybuchnął w niej przed tygodniem.
— I dzikie zwierzęta uciekły... Dwa lwy... dwa tygrysy i goryl, nazwany królem lasów. Od ośmiu dni czynią wielkie spustoszenia w lasach Loches... Zabito podobno jednego ty-