Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/801

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ogarniała ją niepowściągniona chęć pochwycić Linę, unieść ją z sobą, uciec z nią gdzieś daleko na wybrzeże i przycisnąwszy swą córkę do serca rzucić się wraz z nią w czarne nurty Sekwany, by znaleźć tam wieczny spoczynek.
Za chwilę ów projekt wstręt w niej obudzał i sama nie pojmowała, zkąd jej to na myśl przyjść mogło.
Rozpacz natenczas ustępowała miejsca wściekłości, wzrastającej nienawiści, pragnieniu zemsty.
Skoro dzień błysnął, powzięła postanowienie...
Zemści się na Wiktorynie, a potem, gdyby potrzeba było umrzeć, to umrze!
Podniosła się, przez całą noc nie zamknąwszy oczu. Zwolna się ubierała, strzegąc się hałasu, by nie obudzić swej córki.
Około ósmej dziecię, otwarłszy oczęta, spojrzało wokoło siebie przestraszonem wzrokiem. Dostrzegłszy matkę, uśmiechnęło się, wymagając do niej ręce.
Joanna przytuliła ją do piersi.
Lina nie jadła obiadu dnia poprzedniego.
— Mamo... jam głodna... — wyrzekła.
Biedna kobieta nie obawiała się jeszcze o brak chleba dla swojej córki. Z czterdziestu franków, danych jej przez Pawła, wraz z drobną monetą, jaką przy sobie posiadała, pozostało jej jeszcze około trzydziestu ośmiu franków, po zapłaceniu za tydzień komornego.
Było to dla niej majątkiem obecnie. Należało jednak oszczędzać go do chwili, w której by mogła dostać robotę.
— Wstań... ubiorę cię, me dziecię — rzekła do Liny; — pójdziemy razem na kawę do mleczarni.
Ubrawszy się, po odmówieniu modlitwy, dziecię wzięło koszyczek, w którym się mieściły jej książki i kilka kajetów.
— A potem zaprowadzisz mnie, mamo, do szkoły... — nieprawdaż? — pytała.
— Nie, moje dziecię.