Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/757

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wiem, lecz wkrótce będę się stajał powiadomić o tem. To jest najlepszem, że Joanna nic nie wie, ani gdzie mieszkam, ani gdzie urzęduję. Doskonaleni się urządził!
— O! mądrym jesteś, jak widzę... — rzekł Scott. — Wiem ja, dlaczego tak wprędce pozbyłeś się swej kuli.
— Jeżeli wiesz, powiedz dlaczego?
— Otóż dlatego, że inną sobie zawróciłeś głowę, z którą radbyś był prowadzić gospodarstwo... No! mów... nieprawda?
Pomimo pijaństwa, Béraud roześmiał się z zadowoleniem.
— No... no... — wyjąknął — być może... Lecz mówisz o tem na chybił trafił, próbujesz, by mnie wyciągnąć na słowo... Ale tej drugiej ty nie znasz.
— Chcesz, ażebym ci ją wymienił?
— Napróżno... nie zgadniesz...
— Nie zgadnę?
— A więc o butelkę szampana... natychmiast jej nazwisko wymienię...
— Trzymam... o butelkę szampana.
— Jest to Wiktoryna Loiseou, z domu Béraud! — zawołał Will Scott, podnosząc głos.
— Czyś ty oszalał? Milcz! — krzyknął Paweł, wskazując na chrapiącego przy stole Eugeniusza.
— Nie obawiaj się... — odrzekł irlandczyk — wszak on śpi jak zabity. Jest to skończone głupie bydlę, zdmuchniesz mu żonę z przed nosa, ani się spostrzeże... Zresztą, znają i ludzie historyę Wiktoryny...
— Co... jaką historyę? — pytał Béraud, któremu w głowie kręcić się poczynało.
— Wszak przed swem zamążpójściem miała ona kochanka, studenta medycyny, za którym, mówią, szalała. Jak to, ty o tem nic nie wiesz?
— Przeciwnie, wiem wszystko.
— A zatem, jeśli się wie coś podobnego, korzystać z tego należy. Najłatwiejby ci było tem usidlić tę kobietę, mój stary.