Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/735

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czasów, można się było może i wiele dowiedzieć, badając tego włocha. Mówisz więc, że on nie ma dobrej opinii?
— Raczej powiedziećby trzeba, iż uważają go jako łotra najniższego gatunku. Oto jego opinia.
— Można go więc przekupić... A więc wybadaj go i zapłać za każdą jego odpowiedź.
— Masz słuszność, siostro... Będę go się starał wypytać.
— Kiedy?
— Dziś... zaraz... nie odkładając.
— To dobrze... A teraz pożegnam cię, moje dziecię. Co rano będę tu wstępowała zapytać, czyś się co dowiedział. Bądź odważnym, cierpliwym. Pomnij, że pracujemy oboje dla ocalenia mojej kuzynki.
— I ocalimy ją! Chybabym nie był Misticotem, jak mnie nazywają! — zawołał podrostek, odprowadzając do drzwi zakonnicę.
Will Scott i Trilby nie stracili jednego wyrazu z tej całej rozmowy.
Scott zeskoczył z krzesła na ziemię.
— Zasłoń telefon... — rzekł do swego wspólnika i posłuchaj mnie... Ten komar pójdzie na ulicę Paon-blanc i będzie wypytywał wiocha Agostiniego... Kto jest ów Agostini i co może powiedzieć o naszym pryncypale, ja nie wiem. Nie można jednak pozwolić, aby on poszedł do owego agenta, zanim o wszystkiem nie powiadomimy naszego pana, Desvignes... Zrozumiałeś?
— Zrozumiałem.
— Czuwaj więc... Ja biegnę coprędzej!...
Tu, wyszedłszy z pośpiechem, wsiadł do fiakra.
— Na ulicę Le Pelletier, nr. 24! — zawołał na woźnicę.
Fiakr potoczył się szybko.
Tego rana, jak powiedzieliśmy, w biurach bankowych Juliusza Verrière i Spółka natłok był niesłychany. Od chwili, gdy wyszedł ztamtąd Paweł Béraud, tłum nie zmniejszył się wcale.