Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/683

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zapóźno, panie Loiseau... — rzekł, wychylając głowę, odźwierny. — Nie mogę otworzyć, przyjdź pan w południe.
— Wiem o tem... — odrzekł introligator. — Chciąłbym tylko pomówić z zarządzającym słów parę... Rzecz to ważna i pilna... Moja żona ciężko zasłabła...
— Dobrze... powiadomię go o tem... Wejdź pan do mojej stancyjki i czekaj.
Loiseau wsparł się o ścianę. Pot, wywołany pijaństwem, spływał mu po czole. Dokuczał mu straszny ból głowy.
— W rzeczy samej... — rzekł — to głupstwo tak się ustroić... Cierpi człowiek więcej, niż warta cała rozrywka.

XI.

W chwili tej ukazał się odźwierny, prowadząc z sobą zarządzającego warsztatami.
— Ha! pięknie pan postępujesz... — zawołał tenże, zwracając się do Eugeniusza. — Oddałem ci robotę, poleconą przez pana bibliotekarza, która na jutro miała być wykończoną. Wiedziałeś, że to jest poleconem... że jest pilnem i nie przyszedłeś do roboty!.. Co chcesz odemnie?
— Chciałem panu powiedzieć... — odrzekł introligator, zdejmując czapkę — że to nie z mojej winy nastąpiło... Moja żona zasłabła...
— To fałsz! — krzyknął zarządzający.
— Jakto... fałsz... Ja pana upewniam...
— Kłamiesz!... Nie nocowałeś w domu wcale... Tułasz się i brukasz po szynkach i kawiarniach, jak łotr ostatni, i teraz oto nawet nie możesz się utrzymać na nogach. Twoja żona jest zdrową... Przyszła ta dziś rano, czekając na ciebie do świtu i pytała robotników, czy nie wiedzą, co się z tobą dzieje...