Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/652

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do tysiąca dyabłów... co zrobić? — wymruknął Piotr w zamyśleniu. — Ciężko to i smutno w mym wieku zostać wyrzuconym z mieszkania.
— No... nie martw się pan... — rzekł nieznajomy — może znajdziemy jakiś sposób zaradzenia temu.

V.

— Sposób? — powtórzył gałganiarz — gdzie... jaki? Za mieszkanie nie zapłaci się pięknemi słowami. Ta kobieta żąda pieniędzy i to zaraz. Trudno coś przeciw temu powiedzieć... jest ona w swem prawie. Do załatwienia tej sprawy potrzeba jest siedemdziesięciu franków. Zkąd ja je wezmę, nieszczęśliwy?
— Może się ktoś znajdzie, co je panu pożyczy... — rzekł ów nieznajomy.
Piotr Béraud wzruszył ramionami.
— Któżby mi je pożyczył... i na jaką pewność? Co dałbym mu w zastaw, chyba mój kosz do gałganów i haczyk? Mów pan... gdzież się ów „ktoś“ znajduje?
— Być może... niedaleko ciebie...
— A! czy nie o sobie przypadkiem pan mówisz?
— Kto wie?
— Pan? — zawołała wdowa Perron, obrzucając pogardliwem spojrzeniem zniszczone ubranie nieznajomego.
— Wiem dobrze, iż nie wyglądam na wielkiego pana... — rzekł tenże, śmiejąc się. — Ubiór mój według ostatniej mody z Carreau du Teple, pochodzi od tandeciarza, nie danoby i trzech franków za te moje szmaty. Łachmany te jednak nie dowodzą jeszcze niczego. Są ludzie, którzy lubią strojem błyskać drugim w oczy; inni zaś unikają tego. Ja jestem właśnie z liczby ostatnich. Wiem, że mam minę ostatniego nędzarza i to mnie bawi. Gdybym wyciągnął rękę, niejedna dusza litościwa rzuciłaby mi jałmużnę. A mimo to wszystko posiadam