Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/646

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

była tu, ażeby mnie pożegnać. Dlaczego jednak umknęła w chwili, gdy ja nadszedłem?
Dotknięcie czyjejś ręki zwróciło uwagę porucznika.
Obróciwszy się zdziwiony, ujrzał przed sobą Arnolda Desvignes.
— Pan zapytujesz — rzekł — dlaczego panna Verrière zniknęła w chwili, gdy nadszedłeś? Rzecz bardzo prosta... Odjechała, ponieważ ja nie chciałem, ażeby widziała się z tobą.
— Ty?! — zawołał Vandame blady z wściekłości i bólu: — ty... mój demon pielny! Ach! skończmy raz... Zabij mnie nareszcie!
— Na co? skoro odjeżdżasz... „Czarne bandery“ za mnie to dopełnią. Żegnam cię, panie Vandame!
Tu Desvigues, wsiadłszy do fiakra, odjechał, zostawiając porucznika zrozpaczonego w osłupieniu.

IV.

Aniela omdlała w powozie. Za przybyciem do domu odzyskała dopiero przytomność. Gorączka jak gdyby zarzewiem paliła jej krew, podczas gdy lodowate zimno mroziło jej członki. Drżała, jak liść, nogi gięły się pod nią; i zaledwie siostra Marya, przy pomocy pokojówki i odźwiernego, doprowadzić ją zdołała do jej sypialni.
Verrière spał snem głębokim, marząc, że posiadał miliony Edmunda Béraud.
Nazajutrz rano Vandame, z duszą zranioną, krwawiącem sercem, odjeżdżał do Tulonu.
W chwili, gdy wsiadał do wagonu liońskiej drogi żelaznej, Desvignes szedł ulicą Paon-blauc do Agostiniego.
— Dobrze, iż pan przybywasz... — rzekł tenże — właśnie mam dla pana wiadomość.
— Dotyczącą kogo?