Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/641

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starą szkapę angielska mimo to przybędę o pięć minut prędzej od niego. — Siadaj obywatelu!
Koń u pierwszego fiakra szedł dobrze, ale i stara angielska szkapa, mimo swej nędznej obecnie pozycyi, jaką zajmowała, nie omieszkała sobie przypomnieć szlachetnego swego pochodzenia i odwaga młodość w niej zastąpiła. Po kilku minutach zrównała się z poprzedzającym ją fiakrem, a następnie go prześcignęła.
Na przedmieściu św. Antoniego biegła już przed nim o jakie sto kroków. Na placu Tronowym zyskała już owe potrzebne pasażerowi pięć minut.
Dziesiąta uderzała w tej chwili na paryskich zegarach.
Wieczór był ciemny, niebo pokryte chmurami, lecz deszcz nie padał.
Taż po za rogatką poczyna się droga do Vincennes.
Zamiast miejskiego hałasu, zalega głębokie milczenie, przerywane rzadko dającym się słyszeć turkotem powozów.
Mimo, że pora nie była jeszcze zbyt późną, pozamykano już na przedmieściu większą część sklepów.
Pasażer przodem teraz jadącego fiakra, spuścił tylną szybkę powozu, wyglądając za siebie, na drogę.
Spostrzegł zdaleka, bardzo zdaleka, dwie czerwone latarnie toczącego się fiakra.
— Dobrze będzie... — wymruknął, siadając.
W dziesięć minut później powóz, w którym jechał, zwrócił się w ulicę Fortu, ciasny, mało uczęszczany zaułek, na którym widzieliśmy siostrę Maryę, jadącą do Vandama w dniu jego pojedynku z Arnoldem.
Fiakr jechał szybko. Siedząca w niej osobistość, w jakiej czytelnicy bezwątpienia poznali wspólnika Verrièra, wychyliła głowę, mówiąc do stangreta:
— Skręć nieco na bok... od strony lasku...
Zjechawszy według polecenia, powóz przystanął. Wysiadł zeń Desvignes, a rozkazawszy czekać woźnicy, poszedł