Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/638

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Anielo... ukochana moja... zastanów się, co mówisz? — wołała przastraszona zakonnica.
— Mówię... — zawołała gwałtownie dziewczyna — że nad tym naszym domem zawisło przekleństwo! Mówię, że moje serce należy do Vandama i nigdy do żadnego innego należeć nie będzie! Mówię, że skoro odjeżdża on... mój narzeczony, mąż prawie, moim obowiązkiem jest iść za nim... I pójdę!...
— Ach! drogie, ukochane dziecię... ależ to bezrozumne! Mówisz, jak obłąkana...
— Oby Bóg dał, ażebym nią została... Mniej czułabym moje katusze! Nieszczęściem jednak, mam całą przytomność umysłu.
— Lecz pomyśl o swojej reputacji... o swoim honorze!...
Aniela wzruszyła ramionami.
— Mój honor... — zawołała z gorzkim uśmiechem; — zapytaj mojego ojca, co z nim uczynił?
— Lecz pomyśl o sobie... o swej godności osobistej...
— Ja myśleć chcę jedynie o mojej miłości... reszta mnie nie obchodzi... Chcę widzieć Vandama zanim odjedzie i widzieć go będę!
To mówiąc, panna Verrière zarzuciła okrycie na siebie.
Siostra Marya, straciwszy przytomność wobec tak stanowczego postanowienia kuzynki, zaczęła ją błagać, by zaniechała tego zamiaru, który wywołaćby mógł ogromny skandal.
Ująwszy rękę dziewczęcia, powtarzała:
— Anielo! ukochana moja... najdroższa... uspokój się... rozważ, co czynisz?
— Już rozważyłam...
— Vandame odjechał już bezwątpienia...
— Nieprawda... ja temu nie wierzę!
— Ty chcesz popełnić więcej niż nieroztropność... czyn występny, który Bóg ukarać!
— Ha! czyliż mnie już nie ukarał?... mnie... która go nigdy nie obraziłam... I gdzież jest tu sprawiedliwość Boża?...