Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/580

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ha! zatem pani sama wygłaszasz wyrok śmierci dla porucznika.
— Niechaj umiera! Wiem dobrze, iż wołałby umrzeć raczej, niźli mnie widzieć zaślubioną innemu. Nigdy do pana należeć nie będę... Nigdy! słyszałeś? Wdową zozostanę.
— Vandame umrze... a pani będziesz moją wbrew oporowi swojemu.
— Nie ufaj pan w to... Nie znasz mnie... Oprzeć się potrafię!
— Wola ojcowska ten opór przełamie...
— Nie! ja nie ustąpię!
— Przypuśćmy na chwilę, że tak będzie... Jakież ztąd następstwa? Pani nie wiesz zapewne... otóż ja ciebie objaśnię w tym względzie. Cofnę kapitały, jakie wniosłem do jego banku i ruina, chwilowo zażegnana, ukaże się w całej okropności, a tym razem nieuchronnie!
— Ruina?... — powtórzyła panna Verrière, jakby pochwycona obłędem. — Nie! pan mnie chcesz tylko omamić... Pan kłamiesz!
— Nie wierzysz więc pani temu?
— Nie wierzę! Ruina nie może zagrażać mojemu ojcu.
— Nie może zagrażać... Dlaczego?
— Posiadam majątek po mojej matce... posiadam milion. A więc oddam to wszystko do ostatniego grosza dla ocalenia mojego ojca.
— Najprzód, ów milion byłby kroplą wody w morzu, a powtóre, idź pani zażądaj od swego ojca owego miliona w dniu, w którym ja ustąpię ze współki? Natenczas nic mu nie pozostanie... mniej niż nic, bo nie będzie mógł nawet powtórzyć owego pamiętnego zdania: „Wszystko stracone... oprócz honoru!“ Honor ten runie, jak reszta! Nie chodzi tu bowiem o zwykłą ruinę, chciej pani o tem wiedzieć, lecz idzie tu o hańbę! Nie będzie to zwyczajna prosta upadłość, jaka zagraża twojemu ojcu z chwilą, gdy moja ręka usunie się od niego, ale to będzie bankructwo... bankructwo oparte na oszustwie,