Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/570

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Siostra Marya zbliżyła się do żołnierza, który, salutując ją po wojskowemu, odpowiedział:
— Mój porucznik jest na dwudziestoczterogodzinnym urlopie. Wyjechał wczoraj wieczorem z dwoma swoimi kolegami i nie powróci aż dziś wieczorem.
— Lecz czy napewno powróci?
— Tak mi powiedział.
— Od wczoraj nie nadeszła od niego żadna wiadomość?
— Żadna.
— Nie wiesz pan, dokąd się udał za urlopem?
— Nie wiem.
Zakonnica zrozumiała, iż daremnem byłoby badać o więcej; żołnierz nie mógł być powiernikiem swojego oficera, ztąd nic nie wiedział napewno.
Gdyby Vandame został zabitym albo ranionym, dwaj towarzyszący mu przyjaciele mogliby o tem jedynie udzielić wiadomość.
Kuzynka Anieli odejść zamierzała.
— Skoro powróci porucznik — zapytał żołnierz — co mam mu mam powiedzieć?
— To tylko, że siostra Mary a tu była, chcąc się z nim widzieć... Będziesz pamiętał me imię?
— O! doskonale... Siostra Marya... wszakże tak? Dopełnię ściśle zlecenia.
— Dziękuję ci, mój przyjacielu.
Zakonnica wsiadła do fiakra.
— Co począć? — rozmyślała. — Jakie sprawozdanie złożyć Anieli ze swej bytności w Vincennes? Wiadomość, jaką otrzymała, nie uspokoi obaw młodego dziewczęcia, ale powiększy je raczej.
Widocznem było dla siostry Maryi, iż Verrière nie skłamał. Pojedynek miał miejsce, czego wyjazd porucznika z dwoma kolegami był najlepszym dowodem. Vandame pojechał bić się za rogatki, nie ulegało to wątpliwości.