Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Owszem, są do nich okiennice, ale z przyczynią nadzwyczajnej szerokości, zdjęto je i w szopie złożono.
Wrócili do pawilonu, i Gérard spawał się być zadowolonym.
— No, jakże się panu podoba ten lokal? — pytała odźwierna; — jeżeli pan nie potrzebujesz pracować, możesz pracownię łatwo zamienić na piękny salon.
— Myślałem o tem... w rzeczy samej. A teraz proszę, powiedz mi pani, na jaki przeciąg czasu wynajmujecie mieszkania?
— Nie mniej, jak na rok, panie, lecz za pół roku z góry zapłacić potrzeba.
— Zgoda.
— Czy pan żonaty... z rodziną?
— Nie, jestem zupełnie samotnym.
— Nie trzymasz pan nawet służącego?
— Ha! pytam, gdziebym go tu pomieścił? Mieszkanie to podoba mi się, ale szczupłem jest ono.
— Na czwartem piętrze, tuż po nad pawilonem, jest stancya do wynajęcia. Przydałaby się ona może panu dla służącego?
— Później... zobaczę... jeżelibym się zdecydował przyjąć lokaja albo służącą.
— Zanim to nastąpi, pan potrzebować będziesz usługi, polecam się więc łaskawej pańskiej pamięci — dodała odźwierna.
— Miałażbyś pani czas na to? Dom jest obszerny, wielu w nim pewno lokatorów...
— O! panie, ja nie jestem samotną... mam męża i córkę... Jest nas troje i wszyscy pracujemy... U nas nie żartuje się z robotą...
— Dobrze więc... skoro się tutaj urządzę, powiem pani, co robić będzie potrzeba.
— A jak prędko obejmiesz pan to mieszkanie?
— Dziś jeszcze.