Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/538

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powtarzam i proszę, nic nie oszczędzaj. Główną jest rzeczą, ażeby rezultaty śledztwa były jaknajrychlejszemi.
— Zatem, moja siostro, wydam pokwitowanie na tę sumę... — wyrzekł naiwnie podrostek.
— Na co pokwitowanie? — odparła z uśmiechem zakonnica. — Ja tobie ufam w zupełności.
— Tak... rzeczywiście, masz słuszność, siostro... Nie zawiedziesz się na mnie. Potrzeba mi będzie zwinąć mój mały handel... sprzedaż medalików.
— Ma się rozumieć.
— Lubiłem się tem zajmować... Rozpocznę to później...
— Pomyślimy o tem... Może nie będziesz go potrzebował nadal prowadzić...
— Gdzież mam przybywać dla składania sprawozdań z moich czynności?
— Codziennie o tej, jak dziś, godzinie ja tutaj będę, a gdybym cię na tem miejscu nie zastała, będzie to oznaką, iż zatrudniony tą sprawą przyjść nie zdołałeś. W takim razie przybędę nazajutrz. A teraz proszę, rozpocznij natychmiast działanie; ja będę się starała pozyskać objaśnienia co do miejsca urodzenia Arnolda Desvignes.
— Szczegóły te będą mi niezbędnie potrzebnem — rzekł chłopiec. — Co zaś do osobistości pana Desvignes, dziś przed wieczorem poznam owego Pierrota. Licz na mnie, siostro... mam nadzieję, iż dokonam tego dobrego dzieła i że zapewnić zdołamy szczęście pannie Anieli.
— Idę się modlić za nią, me dziecię... Do jutra zatem... do widzenia.
Siostra Marya udała się do kaplicy, gdzie klękła przy ołtarzu, podczas gdy Misticot wracał do swojej stancyjki przy ulicy de la Fontaine, ażeby tam w pewnem miejscu złożyć otrzymane pieniądze.