Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/528

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

franków przejdą na mój rachunek, tak jak poprzednie sumy zostały mi przez nią złożonemi.
— Przeciwnie.. zachowuję ten papier! — rzekł żywo Desvignes.
— Na co... dlaczego?
— Ponieważ dzięki tym kilku wyrazom i położonem przez nią podpisowi, siostra Marya pozostaje nam dłużną dwadzieścia tysięcy franków. Ułożyłem pokwitowanie w ten sposób, iż to nie ulega zaprzeczeniu. Zostawmy to jednak... Mam z tobą pomówić o rzeczach ważniejszych.
— O czem takim?
— Jutro staję do pojedynku...
Vérriere zerwał się i zbladł.
— Bijesz się... — powtórzył. — Nie... ty żartujesz?
— Niemam usposobienia do żartów... upewniam.
— Z kimże się bijesz? — Z Emilem Vandame.
— A! spodziewałem się tego. Zatem ów hultaj oczekiwał na ciebie wczoraj wieczorem przed domem, aby cię wyzwać?
— Tak.
— Chodzi tu o Anielę?
— Naturalnie.
— Emil był do niezniesienia, przez cały wczorajszy wieczór. Zachowywał się oburzająco, nieprzyzwoicie... Aż wreszcie zmuszony byłem objawić mu mą wolę i jestem pewien, iż odtąd on w mym domu nie ukaże się więcej.
— Rzecz jasna... jeżeli go zabiję.
— Ty jednak, jako człowiek poważny, z zastanowieniem, nie powinieneś był przyjąć wyzwania tego szaleńca, ale raczej wysłać go na przechadzkę, dla uspokojenia nerwów.
— Zdarzają się okoliczności, gdzie nawet i człowiek poważny, jeśli jest człowiekiem honoru, widzi przed sobą obowiązek jasno wytknięty. Nie dyskutuje się wtedy... lecz staje się i bije.