Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ostatnie wyrazy Arnolda ciosem piorunującym uderzyły w Leonę.
— Zamknąć teatr... zwinąć swój bilans... — powtarzała, znalazłszy się samą. — Lecz wtedy nie mogłabym grać mej roli w tej sztuce... roli umyślnie dla mnie napisanej... najwspanialszej roli, jako jaką kiedykolwiek widziano! Nie! to być nie może... to nigdy nie nastąpi. Wolę raczej pożyczyć La Fougerowi pieniędzy, które odbiorę od Verrièra.
I pobiegła jak szalona korytarzem, wiodącym do gabinetu dyrektora.
— Przed teatrem, na chodniku, zatrzymali się obaj wspólnicy.
— Zdaje mi się, że źle wyjdziemy z tej sprawy... — rzekł Verrière.
Desvignes wzruszył ramionami.
— Miejże ufność we mnie... — zawołał. — Obecne twoje położenie jest znakomitem. Przypuśćmy, że Leona zapłaci swemi pieniędzmi te sto tysięcy franków za La Fouger’a, pozostanie on jeszcze dłużnym sześćdziesiąt tysięcy u kupca, na którą to sumę poręczyłeś. Ów kupiec odmówi mu prolongaty, ja mu to uczynić rozkażę, by tym sposobem La Fougère nie mógł wystawić nowej sztuki. Sprzedadzą teatr, a wtedy my, będąc głównemi wierzycielami, znajdziemy sposób odzyskania tego, co dziś za przepadłe uważasz. Zresztą ów zysk, czy strata, mniej nas obchodzi.. Rzecz główna, iż La Fougère jest przez nas skrępowanym od stóp do głowy. — Upadłość jego, którą ja zmienię w bankructwo, jest nieuchronną. Po niej nastąpi czarna nędza... kula rewolwerowa, albo Sekwana. I otóż ubędzie nam jeden ze spadkobierców Edmunda Béraud!