Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oto — rzekł — pokwitowanie.
Verrière spojrzał na papier, a następnie drżący, jak wpół obłąkany, rzucił się ku drzwiom, jąkając stłumionym głosem:
— Morderco... zbrodniarzu!...
Szybkim rzutem, jak błyskawica, Desvignes zastąpił mu drogę, a przykładając osłupiałemu do skroni rewolwer, wzięty ze stolika, szepnął cicho:
— Jeden krzyk... jeden głośniejszy wyraz... a strzelę! Broń ta jest twoją, bankierze. Wszyscy już znają stan rozpaczliwy twych interesów, a skoro się rozgłosi, że nie miałeś czem zapłacić mi dziś rano pięciuset tysięcy franków, każdy uwierzy w twe samobójstwo, które ja pierwszy potwierdzę.
Verrière zrozumiał, iż gdyby postąpił krok jeden, lub chciał zawołać, nieznajomy spełni bez wachania swą groźbę.
Pochwycony obłędem, upadł na krzesło, objąwszy się za głowę obiema rękami.
— No! otóż nareszcie przychodzisz pan do rozwagi... — rzekł Arnold z cynicznym uśmiechem. — Zadziwiłeś mnie przed chwilą... Sądziłem, że jesteś bardziej inteligentnym. Jeden punkt główny powinien był ci jasno wpaść w oczy, a to, że nie czyni się podobnych zwierzeń człowiekowi, którego chcemy zgubić... nieprawdaż? Ja przychodzę pana ocalić.
— Mnie... mnie ocalić?... Ty... mnie ocalić?... — jąkał Verrière.
— No... tak... do czarta! Ale posłuchaj mnie dalej, ponieważ jeszcze wszystkiego nie opowiedziałem. Chybiłem przy zdobywaniu milionów Edmunda Béraud, mimo to, nie ustępuję z placu, nie daję za wygranę. Jeżeli całość z rąk mi się wymknęła, muszę otrzymać połowę. Odgadujesz pan mój plan...
— Nic nie wiem... — odparł Verrière stłumionym głosem.
— Na honor! zadziwiasz mnie brakiem bystrości umysłu. Masz pan, jak widzę, dziwnie tępą głowę tego rana. Wytłumaczę ci więc rzecz jasno, skoro niezdolnym jesteś zrozumieć