Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

akcye, obligacye, wszystko to stanie się naszą własnością. Zapłacę me długi... wszystkie me długi i twoje! Będziemy prowadzili życie, co się zowie!
— Tak... jeśli tego doczekasz i swojej matki tam nie uprzedzisz!
— Nini! nie gadaj głupstw!... Wiesz, że mnie to gniewa, irytuje. Zresztą w tem nie ma najmniejszego sensu. Czuje się silnym, jak Herkules. Jestem zbudowanym na stuletniego człowieka... ja wszystkich przeżyję...
Nowy atak kaszlu, pochwyciwszy Nerweya, wstrząsał nim, jak wicher krzewiną.
— Rzecz jasna... — odparła Melania — póki będziesz mógł, żyć będziesz; żyj sobie zresztą i dłużej; obecnie inne myśli zaprzątają mi głowę. Potrzebuję czterech tysięcy franków, jeżeli mi ich nie dostarczysz, narobię ci kłopotu, zobaczysz!
— Nie, nie wierzę temu!
— Jakto? sądzisz wuęc, że ja cię kocham dla twej powabnej powierzchowności? Chcesz, abym z tobą jeździła w pięknych, modnych toaletach, a odmawiasz zapłacenia rachunków w magazynie? Pożyczasz dla siebie pieniądze, idąc do klubu grać w karty, pożycz i dla mnie, inaczej, skończone na zawsze pomiędzy nami!...
— Długi moje dochodzą już do trzechset tysięcy franków...
— Niechaj dojdą do czterechset... Przynieś mi z tego pięćdziesiąt tysięcy.
— Mówiłeś przed chwilą o czterech tysiącach? — zawołał z przestrachem wicehrabia.
— Cztery tysiące na początek, a resztę później... A nie odkładaj tego... nie odwlekaj... Inaczej zastaniesz drzwi przed sobą zamknięte.
— Lecz cóż ja zrobię, zastanów się!... Lichwiarze już pożyczać mi nie chcą.
— Ja ci nastręczę kapitalistę.
— Ha! jeśli znajdziesz takiego...