Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powód upoważnia mnie do pomówienia z tobą otwarcie. Dlaczego stawiać dłużej Joannę i siebie w fałszywej pozycyi, na stanowisku niegodnem uczciwych ludzi? Byliście obecnymi oboje na zaślubinach Wiktoryny z Eugeniuszem, czemuż nie pójść za ich przykładem?
— Chcesz więc, kuzynko, bym się ożenił? — odrzekł Paweł Béraud z ironicznym uśmiechem.
— Tak! spełniłbyś tym sposobem obowiązek względem Joanny, względem małej Liny...
— Ten obowiązek już spełniłem... uznaję Linę za moją córkę...
— To nie wystarcza... Nie kazałeś dotąd nawet ochrzcić tego biednego maleństwa.
— Dość na to czasu... Skoro podrośnie, niech sama sobie religię wybiera. Co do mnie, nie wierzę tak w to, jak i w małżeństwo nie wierzę.
Aniela cofnęła się nagle.
— Żartujesz, kuzynie...
— Nie! mówię prawdę, z całą szczerością ci to powiadam.
— Lecz jeśli nie uznajesz zasady małżeństwa, w cóż zatem wierzysz?
— W związek taki, jak mój z Joanną... wiele rzeczy w świecie się zmienia... iść za postępem należy. Lecz otóż — dodał — przybyliśmy pomimowolnie do kwestyi niewłaściwej dla rozpatrywania młodej pannie, jaką ty jesteś, kuzynko... Dajmy więc temu pokój... zrozumiećbyś mnie nie zdołała.
— Przeciwnie... rozumiem cię dobrze... — odparła Aniela — rozumiem, że dla obu tych biednych istot, Joanny i Liny, przygotowujesz przyszłość bolesną!
— Dlaczego? wolną wolę we wszystkiemim pozostawiam. Lecz proszę, nie mówmy o tem już więcej... Nie tykajmy tego przedmiotu, w którym mych zasad na włos nie zmienię... Jestem pod tym względem twardym, jak skała! Lecz czy to Joanna prosiła cię, kuzynko, o to wstawiennictwo za sobą?