Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jesteś śmieszną... na honor... ze swą ufnością w jego miłość...
— Ty mnie zaś gniewasz... oburzasz swą złośliwością.
— Od ciebie zależało być najszczęśliwszą z kobiet...
— W jaki sposób? nie rozumiem...
— Zaślubiwszy innego...
— Ciebie naprzykład... nieprawdaż? — zawołała, śmiejąc się ironicznie Wiktoryna.
— Tak... mnie! Wiesz, że cię zawsze kochałem... że kocham cię jeszcze... Od ciebie zależało, aby wesele, jakie dziś obchodzimy, było naszem weselem...
— Milcz! — zawołała groźnie młoda kobieta. — Miałżebyś więc sumienie opuścić biedną Joannę z jej małem dzieckiem?
— Dla ciebie gotówbyin był wszystko uczynić!
— Tak... nawet spełnić ostatnią podłość... nieprawdaż? — powtórzyła z oburzeniem. — Pomówmy z sobą otwarcie — dodała. — Posłuchaj mnie, proszę... Przypuśćmy na chwilę, że cię kocham, co, dzięki Bogu, nigdy nie było i nie jest... przypuśmy, mówię, że cię kochałam szalenie... Czyż sądzisz, że w pomierzonych warunkach znalazłabym szczęście, zaślubiwszy ciebie? Wspomnienie Joanny i jej opuszczonego dziecka stawałyby przedemną jak widma bezustannie, jak ciężki wyrzut sumienia. Wspomnienie, żeś opuścił nikczemnie te dwie biedne, a kochające cię tyle istoty, zmieniłyby mą miłość, gdybym ją nawet miała dla ciebie, we wzgardę i nienawiść!
— A jednak dawniej tego nie mówiłaś?
— Ponieważ twoje oświadczenia miłosne uważałam za żart jedynie. Joanna jest w mojem pojęciu twą żoną; masz względem niej obowiązek, zaślubić ją powinieneś. Nigdy, za nic w świecie nie zdecydowałabym się na moje z tobą małżeństwo... Nie mogłeś się też spodziewać, abym została twoją kochanką, gdyż pomimo, iż raz w życiu zbłądziłam, wołałabym umrzeć raczej, niż spełnić powtórnie coś podobnego. Teraz nie należę do siebie... chcę być uczciwą kobietą, dobrą żoną, pro-