Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spotkałem tego woźnicę prawdziwego, czy przebranego... licho wie! Od tego kupca wynajmował on remizę i stajnię.
— Gdzie mieszka ten Bonard?
— Przy ulicy de Montreuil, na rogu alei Filipa-Augusta.
— Jest to rzecz ważna... — odrzekł Misticot w zamyśleniu.
— Cóż ty zamierzasz uczynić? — pytał Loriot.
— Najprzód chcę się upewnić, żem się nie pomylił.
— A później?
— Później... sam jeszcze nie wiem... Zależeć to będzie od okoliczności. Lubię rzecz prowadzić na pewnych podstawach. Nie znoszę, by ze mnie żartowano... Jeżeli ów tak zwany Wiliam Scott ukrył się... no! będę się go starał zdemaskować.
Na tem stanęła rozmowa, gdy dwaj grający w bilard w sąsiednim pokoju we drzwiach się ukazali.
— Słuchaj, Misticot, — rzekł jeden z nich — i ty ojcze Loriot, pójdźcież do nas, napijemy się i przekąsimy, oczekując na powrót godowników.
— Idźmy! — rzekł chłopiec.
I wraz ze starym woźnicą wszedł do sali bilardowej, pozostawiwszy Arnolda Desvignes stojącego nieruchomie, bladego, z zatrwożonem spojrzeniem.
— Grozi mi poważne niebezpieczeństwo... — wyszepnął — Dyabelski jakiś zbieg okoliczności rzucił na moją drogę tę małą nędzną istotę. Potrójna fatalność zrządziła, że poznał Will Scotta, spotkał go u tego starego woźnicy, i że znalazł medalik mogący stanowić tak ważny dowód potępienia. Tak... może on jawnie wykazać udział eks-klowna w tej sprawie, oraz użytek sprzedanego przezeń powozu.
Tu przerwał mniemany lokaj, przesunąwszy ręką po wilgotnem czole.
— No... no! — zawołał po chwili — spokoju... spokoju! Nie przesadzajmy złego. Ani jedna kropla krwi nie została przelaną w owym powozie, gdzież jest więc dowód popełnionej