Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Następnie zbliżył się do Anieli Verrière.
— Ani w merostwie, ani w kościele — rzekł — nie zdołałem złożyć mego uszanowania. Racz pani wybaczyć... Nie z mojej to winy. Pamiętam o ile pani dobrą dla mnie się okazałaś... Serce moje jest przepełnione wdzięcznością!..
— Prosiłam cię, ażebyś przyszedł do nas do pałacu — odrzekła panna Verrière. — Dlaczegoś tego nie uczynił?
— Nie śmiałem...
— To źle... źle bardzo. Chcę, aby cię mój ojciec poznał... Może to być z pożytkiem dla ciebie. Korzystając z naszego dzisiejszego spotkania, przedstawię cię jemu, przemówiwszy za tobą.
— Jakże mam pani dziękować za tyle łaski? Jednocześnie wzywano drużbę na wszystkie strony.
Misticot musial odejść, przerwawszy rozmowę.
W kilka minut później, wszedłszy do salonu, w którym siedzieli zebrani, wygłosił uroczystym tonem:
— Panowie i panie, śniadanie na stole! Panowie, raczcie damy poprowadzić.
Za chwilę wszyscy zasiedli przy stole na miejscach oznaczonych imiennemi kartkami.
Desvignes na widok wchodzącej Anieli uczuł, iż mu się myśli w głowie mięszają, a krew w żyłach płonie.
Dziewczę to, którego wspomnienie dręczyło go bezustannie, którego obraz przesuwał się wciąż przed jego oczyma we śnie i na jawie, wydało mu się obecnie sto razy piękniejszem, niż w czasie owej podróży z Marsylii do Paryża. Obrzucił spojrzeniem pełnem nienawiści siedzącego przy niej oficera artyleryi.
— Wszystko to zmieni się niezadługo... — wyszepnął — bądźmy cierpliwi!
I, siłą woli rozproszywszy wzburzenie, zajął się jako lokaj posługą w Salonie rodzinnym.
Pośród ogólnej wrzawy, jaka nastąpiła przy zapełnieniu sali, nie mógł odrazu objąć wzrokiem wszystkich obecnych.