Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ukryć radość, błyszczącą w jego spojrzeniu. Pragnąc odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia, uważał, iż nie wypada mu nazbyt pochopnie zgodzić się na ów projekt.
— Nie umiem wyrazić — wyrzekł po chwili — swej wdzięczności za pańską dla mnie dobroć. Czuję, żem nie zasłużył na tak wysokie pochwały. Staram się dokładnie wykonywać me obowiązki... ot! wszzstko. Dzięki posiadanej znajomości obcych języków, być może, iż zdołałbym zastąpić w Londynie zmarłego naczelnika oddziału korespondencyj, lecz czyliż moja obecność nie byłaby panu tu pożyteczniejszą, niż w Anglii?
— Rzecz pewna, iż brak pomocy z twej strony w moich zajęciach, ciężko da mi się uczuć — rzekł bankier. — W każdym jednak razie, ja łatwiej dam sobie radę; ty tam potrzebnym jesteś nieodwołalnie. Podzielam zdanie mego reprezentanta.
— Od niedawna jestem w Kalkucie — rzekł Gérard — a już nawykłem do tego miasta... bardzo mi się tu podoba...
— Pojmuję, iż nieprzyjemnie jest przenosić się z miejsca na miejsce — odparł Mortimer — powinieneś jednak uczynić tę ofiarę dla mego domu, domu, w którym jedynie jest dla ciebie przyszłość. Okażesz mi tem dowód prawdziwej życzliwości.
Sekretarz opuścił głowę w milczeniu.
Wachasz się? — pytał bankier dalej.
— Przyznam, iż będzie mi nader przykro rozłączyć się z panem.
— Nie sądź, aby to i dla mnie zarówno przykrem nie było. Przywiązałem się do ciebie, posiadasz szacunek mój i zaufanie, wszakże interesa domu Mortimer i Spółka przedewszystkiem. Podwajam ci pensją, a przed wyjazdem otrzymasz gratyfikacyę w sumie dziesięciu tysięcy franków.
— Ach! jakże mam wyrazić mą wdzięczność? — mruknął Gérard.
— A zatem zgoda... nieprawdaż? — pytał bankier. — Przyjmujesz? Trzeba, ażebyś przyjął, ponieważ ty jeden tylko możesz mnie wybawić z tego ciężkiego kłopotu. Wyjedziesz