Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przebiegły irlandczyk zręcznie się wymknął z tej sprawy, lecz według wszelkiego prawdopodobieństwa, Misticot zachował niejakie podejrzenia.
Zaciekawiony, mógł się pytać, opowiadać komuś o swem spotkaniu, a kto wie, czyli powyższa okoliczność nie posłużyłaby do wykrycia prawdy.
Wróciwszy do swego mieszkania na ulicę Lepie, Scott zastał tam Trilbego, który ujrzawszy go, zawołał niecierpliwie:
— Gdzieżeś tak długo siedział, u czarta? Umieram z głodu i pragnienia, idźmy na śniadanie.
— Mamy coś ważniejszego na teraz... — rzekł Scott poważnie.
— No... cóż takiego?
— Zmienić mieszkanie nam trzeba.
— Zmienić mieszkanie? — powtórzył Trilby.
— Tak... i to jaknajprędzej.
— Dlaczego? mucha cię w nos ukąsiła?
— Raczej komar, nazwany Misticotem.
— Ów mały sprzedawca medalików?
— Tak... właśnie...
— Nic nie rozumiem.
— Siadaj... zaraz wyjaśnię ci wszystko.
Tu Scot opowiedział szczegóły spotkania, znane czytelnikom.
Trilby, słuchając, zmarszczył czoło z niezadowoleniem.
— Do pioruna! — zawołał, gdy Will ukończył opowiadanie; — czemuż temu przeklętemu komarowi karku wtedy nie nakręciłem! No! niechaj się tylko zdarzy sposobność, nie wypuszczę go z rąk moich napewno. Rozważywszy jednak dobrze to wszystko, widzę, iż nazbyt się trwożysz.
— Tak sądzisz?
— Bezwątpienia... Dlaczegóż nie miałby się znaleźć ktoś podobny do Will Scotta z cyrku Fernando? Wszak bezustannie spotykamy ludzi do siebie podobnych.