Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścią. Proszę — rzekł zwracając się do zarządzającej — zechciej pani jeszcze poszukać dobrze w pamięci, sięgnij w jej głębią, może zdołasz sobie przypomnieć jaki choćby najdrobniejszy szczegół, odnoszący się do owego nieszczęśliwego podróżnika, na którego zastawiono sidła w waszym domu.
— Myślę panie... i szukam... — odpowiedziała zagłębiając się w dumaniu kobieta.
I pochyliła głowę ku piersiom siedząc przez chwilę z przymkniętemi oczyma dla ściślejszego zebrania swych myśli.
— A! — zawołała nagle, otóż drobnostka, o jakiej sobie przypomniałam.
— Cóż takiego? mów pani.
— W przed dzień przyjazdu tego podróżnego, posłaniec przyniósł tu list, adresowany do Edmunda Béraud.
— I pozostawił ten list?
— Nie panie, ponieważ rozkazano mu jak mówił oddać go tylko do własnych rąk adresanta. Nie mogąc tego dopełnić, pytał mnie kiedy przybędzie pan Béraud?
— Cóż pani odpowiedziałaś?
— Właśnie przed chwilą natenczas odebrałam telegram z Marsylii... Odpowiedziałam więc, że przybywa nazajutrz.
— Widziano zatem o jego bliskim przyjeździe... — wyrzekł naczelnik policyi. — Trzeba nam się koniecznie dowiedzieć, który to z posłańców przynosił ów list... Przez niego będzie może można trafić na ślad człowieka, który mu go oddał, a który musi być zapewne owym mniemanym komisarzem, albo agentem. Znasz pani tego posłańca? — zapytał sędzia.
— Znam panie. Nieraz go używałam do różnych posyłek. Stawa on zwykle na bulwarze Magdaleny, wyprost ulicy Caumartin, nazywa się Bastien.
— Dobrze — odrzekł naczelnik policyi, a zwracając się do towarzyszącego sobie agenta, młodego, nader zwinnego chłopca, przezwanego Zapałką w biurze prefektury, w rzeczywistości nazywającego się Flogny, kazał mu pójść zobaczyć,