Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto przybył wtedy z owym komisarzem? — pytał sędzia dalej.
— Agent.
— Przyjechali fiakrem?
— Nie, prywatnym powozem, jaki czekał przed bramę, hotelu i do którego zniesiono pakunki podróżnego przed odjechaniem.
— A! — zawołał żywo naczelnik policyi — zabrali więc jego bagaże?...
— Tak panie.
— A cóż na to wszystko mówił ów Edmund Béraud?
— Utrzymywał, iż jest ofiarą jakiejś pomyłki i twierdził, iż wzięto go za kogoś innego.
Podczas powyższej rozmowy pisarz sądowy towarzyszący obu urzędnikom, stenografował zeznania zarządzającej.
— Wspomnione pakunki Edmunda Béraud — zaczął po chwili naczelnik policyi — nosiły zapewne na sobie znaki dróg żelaznych i okrętów, jakiemi on jechał, a po których można było odgadnąć zkąd przybywa.
— W rzeczy samej, bardzo licznemi były te znaki.
— Nieprzypominasz że sobie pani miejscowości, jakie wskazywały?
— Trzeba zapytać o to naszą służbę, która znosiła bagaże.
Wezwani obaj lokaje odpowiedzieli, iż niepamiętają wspomnionych szczegółów.
— Ileż lat mógł mieć ów podróżny? — badał na nowo naczelnik policyi.
— Około sześćdziesięciu. Włosy miał prawie siwe...
— Nie wiesz, pani w jakiem kierunku odjechał powóz, w którym go ztąd uwieziono?
— Słyszałam, jak ów komisarz rozkazał jechać do prefektury.
— Proszę, podaj mi, pani rysopis owego komisarza i jego agenta.