Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No... to trzy osoby więcej.
— Ogółem ile? — pytał restaurator.
— Trzydzieści osób.
— Śniadanie ma być, czy obiad?
— Jedno i drugie.
— Chceszże pan. ażeby to było świetnie przygotowanem... wspaniale, co się nazywa?
— Ma się rozumieć. Raz wżyciu się tylko żenimy... tego przynajmniej się spodziewamy... Zresztą nie każdy mieć może bankierów, wicehrabiów i oficerów na swych zaślubinach...
— Czy mam wymienić szczegółowo dania, z jakich uczta składać się będzie?
— To niepotrzebne. Żądam jedynie, aby to wszystko było smakowicie, wykwintnie, a obok tego i okazale przygotowanem.
— A zarazem nie w wygórowanej cenie... — ozwała się Wiktoryna, mając, jako kobieta, oszczędność na względzie.
— Bądź pani spokojną... Jestem znanym z wystawnego urządzania uczt weselnych za niezbyt drogie pieniądze. Będzie butelka wina zwyczajnego przy każdem nakryciu dla gościa, butelka starego na trzy osoby, butelka Medoc’u dla czterech osób i po jednej butelce szampana dla pięciu.
— To dostateczne... — rzekła kwiaciarka.
— Prócz tego jednak żądamy dodatkowych dań, gdyby ich było potrzeba — dodał Loiseau.
— Lecz to kosztować będzie...
— A ile?
— Po dziesięć franków od osoby za obie uczty, tak za obiad, jak i śniadanie.
— Lecz będzie z szykiem?
— Wszystko jaknajstaranniej przygotujemy; zgódź się pan na dwanaście, a będzie jeszcze wystawniej.
— No, niech będzie po dwanaście franków od osoby... — zawołał uradowany Loiseau. — Chcę olśnić bankiera i wicehrabiego... O bankiera przedewszystkiem mi chodzi!...