Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zatrwożyłam się przewidywanym niebezpieczeństwem — odrzekła. — Wyniki wojny bywają tak dla ciebie, kuzynie, jak i dla ’wszystkich strasznemi... Jadąc tak daleko, czyż można ręczyć, że się powróci? Bóg łaskaw, że nie zostałeś wezwanym.
— Śmierć na polu bitwy — rzekł Vandame — jest chwilą najchwalebniejszą w służbie żołnierza... w tej służbie szlachetnej, wynikającej z poświęcenia i ofiary dla własnego kraju.
— Niezaprzeczenie szlachetna to służba, lecz pełna niebezpieczeństw. Dlaczego ją sobie obrałeś, kuzynie?
— Ponieważ jest najpiękniejszą ze wszystkich... w dziwny sposób pociągała mnie zawsze ku sobie.
— Ależ dlaczego do artyleryi?
— Dlaczego?... Wybór służy w niej, kwiat naszej młodzieży, do której należeć, jako uczeń szkoły politechnicznej, miałem wszelkie prawo.
Aniela, opuściwszy głowę zadumała się.
— O czem myślisz, kuzynko? — zapytał ją Vandame po chwili.
— O tem, co powiedziałeś. Nie móglżebyś usunąć się z wojska zupełnie... zażądać uwolnienia?
— Obecnie?... gdy lada chwila mogę być wezwanym do odbycia kampanii! Nie! to niepodobna... Oskarżonoby mnie o tchórzostwo, sądzono, że uciekam przed niebezpieczeństwem.
— Byłoby to niesłuszne oskarżenie...
— Wszelkie pozory jednak świadczyłyby przeciw mnie w takim razie.
— A gdybym ja cię o to prosiła, kuzynie?
— Ty?! — zawołał Vandame.
— Tak... ja! Czyliż na moją prośbę odpowiedziałbyś odmową?
Porucznik utkwił wzrok w zbladłej i zmienionej twarzy córki bankiera, a pochyliwszy się, ujął jej rękę, mówiąc wzruszonym głosem: