Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiając jedynie przed sobą list La Fougèra, dyrektora Teatru Fantazyj.
— Tobie zaś, miły kuzynie — rzekł, biorąc za pióro — tobie, pochłaniaczu setek tysięcy franków, odpowiem jak należy. Sto pięćdziesiąt tysięcy na wystawienie jakiejś głupiej, brudnej parodyi pod nazwą Paryskiego Akwaryum... Nie! jeszczem do tego stopni a nie stracił rozumu!
I począł list pisać, gdy dało się słyszeć lekkie we drzwi puknięcie.
— Wejść! — zawołał niecierpliwie.
Służący się ukazał.
— Cóż tam znowu?... Dlaczego mi przeszkadzasz? — pytał opryskliwie Verrière. — Jestem zatrudniony.
— Panie... jakaś dama życzy widzieć się z panem.
— Dama... kto taki?
— Pani Leona Tellier...
— Co ona może chcieć odemnie? — pomyślał bankier. — Przybywa w złym czasie... Lecz gdybym jej nie przyjął, Będzie krzyczała... zrobi mi skandal...
I obróciwszy się do służącego, rzekł:
— Wprowadź panią Tellier.
Za chwilę potem weszła do gabinetu bankiera młoda kobieta około lat dwadzieścia pięć mieć mogąca, bardzo ładna brunetka, nader elegancko ubrana, z umalowaną twarzą, jak gdyby wyjść miała na scenę.
— Dzień dobry, mój gruby króliku... — wyrzekła, podając Juliuszowi Verrière rękę, starannie w rękawiczkę opiętą, którą on zlekka uścisnął. — Jakże się miewasz?
— Dobrze... — rzekł krótko bankier — dziękuję.
— Podrażnione masz nerwy, jak widzę... — mówiła z uśmiechem dziewczyna, wpatrując się w sposępniałe oblicze swego pretektora.
— Bynajmniej... lecz jestem mocno zatrudniony... Zresztą nie mam zwyczaju przyjmowania wizyt o godzinie dziewiątej rano.