Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przekonania. Młodość to cacko czarowne, które oceniamy wtedy należycie, gdyśmy je na zawsze stracili. Ach! ona więcej warta, niżli miliony całego świata.
Mortimer westchnął, nie odpowiedziawszy; być może iż w głębi duszy podzielał przekonanie swojego klienta.
— I opuszczasz Indyje bez żalu? — zapytał po chwili.
— Tak jest... bez żalu.
— Przywykłeś jednak do wygód miejscowych, których brak we Francyi, przykro uczuć ci się dać może.
— Nie obawiam się o to... Tęsknota za rodzinnym krajem owładnęła mną od pewnego czasu do niepokonania, dłużej walczyć z nią niepodobna mi było. Mam lat obecnie sześćdziesiąt, lecz pracowałem nad siły a lata kampanii, jak ci wiadomo, bankierze, podwójnie się rachują. Mimo z pozoru silniej mojej budowy ciała, czuję się być mocno znużonym, niezwykle spracowanym i starszym nad wiek mój. Potrzebuję spokoju i wypoczynku... Niechciałbym umierać w Indyach, sam opuszczony, jak to jest fatalnym przeznaczeniem starego kawalera, przebywającego na obczyźnie.
— Ha! twoja to wina, żeś został starym kawalerem. Trzeba się było ożenić.
— Gdy była właściwa ku temu pora, czasu nie miałem; dziś jest niestety zapóźno!
— Lecz we Francyi będziesz równie samotnym, jak w Kalkucie albo Bombaju?
— Nie... nie! w tym razie mylisz się, bankierze.
— Masz więc we Francyi rodzinę?
— Bardzo liczną... mnóstwo krewnych, kuzynów, których mój przyjazd wprawi w osłupienie.
— Dlaczego? Czyś ich niepowiadomił o swoim przybyciu?
— Nie, ponieważ chcę im sprawić niespodziankę. Od czasu mego wyjazdu z Paryża, nie pisałem do nich wcale. Sądzą z pewnością, żem umarł, jeżeli pamiętają notabene, żem żył kiedyś. Zdumienie ich, nie będzie miało granic.