Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och! czyż je pani tak ściśle zawsze wypełniasz?... — przerwał z szyderstwem Béraud. — Iluż podróżnych przebywało w waszym hotelu bez zapisania ich w meldunkowe księgi?
— Wszystko to być może... lecz w każdym razie nas to jedynie dotyczy, którzy za naruszenie przepisów odpowiedzialni jesteśmy.
— To się znaczy, że pani robisz wyjątki, skoro ci się podoba takowe uczynić, a od których mnie wyłączasz. Stronność pani jest tu widoczną... Oświadczam przeto, iż tylko tę noc spędzę w waszym hotelu, a jutro inny sobie wynajdę, gdzie służba grzeczniej obchodzić się umie z przybywającymi.
— Jak się panu podoba... Możesz zmienić od jutra miejsce pobytu — odpowiedziała panna Eliza, zapłoniona gniewem, albowiem epitet „służba“ zranił ją do żywego i zdawał się jej obelgą do niewybaczenia.
— Przed wyniesieniem się ztąd jednakże — dodała — musisz pan złożyć swoje legitymacye dla wpisania ich w meldunkową księgę.
— Jużem je złożył — odparł szorstko Béraud — nazwisko moje jest pani znanem... Powtarzam, podpisałem depeszę.
— Zkąd ja mogę być pewną, żęto nazwisko nie jest przez pana przybranem? — zaczęła kobieta. — Żądam autentycznych dowodów, z własnoręcznym podpisem... Żądam... chcę tego... jestem w swojem prawie!...
— Dość tego! — zawołał Béraud, powstrzymując się od wybuchu gniewu. — Odmawiam zadośćuczynienia pani wymaganiom i rzecz skończona.
— Skoro tak... — rzekła Eliza — powiadomię komisarza cyrkułowego, dla uniknięcia odpowiedzialności.
Milioner miał już wybuchnąć złorzeczeniem, na myśl wszelako, iż widzi przed sobą kobietę, i tym razem zdołał się jeszcze pohamować.
— Nie będziesz pani potrzebowała kłopotać tem komisarza — odparł huczącym głucho, jak burza, głosem. — Złożę ci mój paszport dzisiaj wieczorem, idąc za wyszukaniem innego