Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ha! ha! nie lubisz pan trzynastki? — zawołał woźnica, wybuchając śmiechem. — Nie masz jednakże słuszności w tym razie. Jest to cyfra, która mi szczęście przynosi... Ot! patrz pan... nie zauważyłeś bowiem, jak widzę, że mój fiakr ma właśnie numer 13-ty.
Béraud drgnął nagle.
— I to jeszcze... — wyszepnął.
Woźnica mówił dalej:
— Mój fiakr szeroko jest znanym... Jest on historycznym, panie! Napisano książkę o jego przygodach... powieść, jaką czytał świat cały, a którą i panu polecam zarówno; nosi ona tytuł: Fiakr nr. 13-ty. Od lat pięćdziesięciu, jak na nim jeżdżę, dziś bowiem mam lat siedemdziesiąt dwa, nigdy żaden nie spotkał mnie wypadek. Jakiem Loriot... panie... przysięgam... na honor!
Edmund Béraud podał w milczeniu pieniądze woźnicy.
— Ile panu mam reszty wydać? — zapytał tenże.
— Nic... zachowaj wszystko dla siebie.
— Dziękuję, obywatelu. A gdybyś kiedy potrzebował woźnicy, znającego lepiej Paryż, niż ten, który go wybudował, racz sobie przypomnieć o ojcu Loriocie i fiakrze nr. 13, Moja remiza znajduje się w Batignolles, przy ulicy Moines nr. 93. U mnie wszystko iść musi przez trójkę albo trzynastkę.
Były kupiec dyamentów, wzruszywszy ramionami, wszedł do restauracyi. Ojciec zaś Loriot, musnąwszy konie lekkiem dotknięciem bicza, podobnem raczej do ojcowskiej pieszczoty, zawołał:
— Wio... hej! Bichetta... Pamela... dalej, me ptaki! Strudziłyście się niemało... w stajni odpoczniecie.
I przejechawszy Amsterdamską ulicę, dążył ku Batignolles.
Pomimo swoich siedemdziesięciu dwóch lat wieku, ojciec Loriot zachował w zupełnej świeżości swe władze fizyczne i moralne. Wrodzona wesołość nie opuszczała go na chwilę.