Dotąd radziłam ci walkę, nieszczęściem bezużyteczną, dzisiaj wszelako nie możesz żyć wiecznie wspomnieniami zmarłego... dziś ja radzę ci posłuszeństwo!
— Boże... mój Boże! — zawołało dziewczę, z razpaczą załamując ręce. — Nie wolno mi zatem mieć własnej woli, nie mogę pozostać wolną i opłakiwać tego, którego kochałam... którego kocham i którego wiecznie kochać będę! Jestem więc jakąś rzeczą... jakimś przedmiotem, którym każdemu wolno kupczyć i rozporządzać, a który nie ma prawa stawić oporu!...
W chwili tej zapukał ktoś do drzwi.
Panna Verrière zadrżała.
— To on! — szepnęła. — On! którego niecierpię... nienawidzę!
— Lecz dziecię... niewolno nam nienawidzieć — odparła z cicha siostra Marya. — Zresztą, cóż ci uczynił tak złego? Jedynym jego występkiem jest, że cię kocha...
— Tak... wbrew mojej woli!
— Czyż można siłą nakazać albo zabronić kochać? Zresztą, wezwałaś go tu... Przyjść mu kazałaś...
— A! zatem niechaj już wejdzie!
Drzwi się otwarły; ukazał się w nich Arnold, witający ukłonem Anielę i zakonnicę.
Dziewczę skinęło mu głową obojętnie.
— Pan Verrière powiedział mi, iż pani życzysz sobie zemną pomówić — rzekł Desvigues. — Jestem więc na jej rozkazy.
— Tak... Chcę jeszcze po raz ostatni przedstawić panu...
— Racz pani sobie przypomnieć rozmowę, jaką mieliśmy kiedyś w przedmiocie naszego małżeństwa.
— Pamiętam ją...
— Powiedziałem pani natenczas wszystko, co powinienem był ci powiedzieć... Wyznałem pani moją głęboką dla ciebie miłość... Miłość ta zwiększyła się jeszcze... Napełnia ona mą duszę... całą mą istotę... Jest moją myślą jedyną... Bez niej nicby w mem sercu nie pozostało... Nie żyłbym bez niej! Moje istnienie ma tylko cel jeden, uczynić cię, pani, szczęśli-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1190
Wygląd
Ta strona została skorygowana.