Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Siostra Marya stała w milczeniu.
— Przychodzisz, ojcze, mówić mi zapewne o panu Desvignes... nieprawdaż? — pytała Aniela.
— Tak... w rzeczy samej.
— Trwasz więc w projekcie tego małżeństwa?
— Pojutrze podpiszemy kontrakt ślubny.
— Pojutrze?! — zawołała z trwogą panna Verrière.
— Nieodwołalnie! Małżeństwo to, korzystne pod każdym względem, dawno już zawartem być powinno, byłaś jednakże cierpiącą i ztąd zwłoka nastąpiła. Dziś jesteś zdrową; zatem nic nie przeszkadza w urzeczywistnieniu tego zamiaru, który, jak o tem jestem silnie przekonany, zapewni twe szczęście.
— Me szczęście!... — powtórzyła z goryczą Aniela.
— Bezwątpienia! Dziś wszakże nie możesz powiedzieć, że kochasz innego, że ja tyranizuję twe serce. Emil Vandame nie żyje!...
Dziewczę ukryło twarz w dłoniach.
— Wyrzucałaś mi, że jestem okrutnym, surowym — mówił bankier dalej, z przyczyny, iż kaprysowi twojemu uledz nie chciałem. Twoja mniemana miłość dla Emila była przelotnym kaprysem młodego dziewczęcia, ja o tem wiedziałem i postępując tak, miałem słuszność. Wierzaj mi, nie jestem ja złym ojcem... Mam na celu jedynie twe dobro. Małżeństwo, jakie zawrzeć ci przyjdzie, będzie rozumnem małżeństwem, a takie związki bywają zwykle najlepszemi.
Desvignes kocha cię najgłębszą miłością swojego serca, to widoczna, i jestem pewien, że ty zarówno pokochasz go później. Nie wątpię o tem, ponieważ ten człowiek posiada najwyższą delikatność charakteru, wszelkie przymioty, jakie kobietę uszczęśliwić są w stanie.
Wierzaj mi, drogie dziecię, będziesz mi wdzięczną, żem ci narzucił mą wolę!...