Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Biedne dziecię! — wyrzekła siostra miłosierdzia, w której czytelnicy poznali zapewne siostrę Maryę, jak w jej towarzyszce, Anielę de Verrière. — Czy aby twa rana nie jest niebezpieczną?
— Zraniły go nasze konie... — dodała z zaniepokojeniem Aniela.
— Nic to, panienko... nic, moja siostro — odrzekł Misticot. — Otóż i krew już płynąć przestała. Przyłożę octu z wodą za powrotem do domu i rana się zagoi. O! ja mam twardą czaszkę... — dodał z uśmiechem — niełatwo ona rozbić się pozwoli...
— Zaczekaj... — odpowiedziała siostra Marya — ja ci opatrzę tę ranę.
— Ależ to niepotrzebne...
— Nie spieraj się... ja tak chcę!
I wyjąwszy z kieszeni czarne, drewniane puzderko, wydobyła zeń zakonnica plaster angielski, oraz małe nożyczki. Obciąwszy niemi plaster, przyłożyła go chłopcu na czoło.
— Tak... w rzeczy samej — wyrzekła — wprędce się to zagoi; przykro nam jednak, żeśmy się stały pomimowolnemi sprawczyniami tego wypadku.
— Wybacz nam to... proszę... — dodała Aniela Verrière, wsuwając w rękę chłopca luidora.
Misticot, uczuwszy złoto, otworzył dłoń i spojrzał.
— Co pani czynisz? — zawołał, zaczerwieniony jak piwonia.
— Proszę, ażebyś przyjął tę drobnostkę, jako wynagrodzenie za winę, przez nas spełnioną. — Pani żartujesz!... — zawołał chłopiec poważnie. — Ja nic nie żądam i nic nie przyjmę. Upadłem z własnej winy... Powinienem był stać na trotuarze, a nie schodzić na środek ulicy, gdzie jadą powozy. Zraniłem się przez własną nieuwagę. Proszę, odbierz pani swój pieniądz.
— A ja cię proszę zarówno, abyś go przyjął.. — odpowiedziała Aniela.