Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tu, pomusnąwszy wąsika, szedł, nucąc znaną piosenkę z Pericholi:

Smutno, nudno, bo niestety,

Świat pustynią bez kobiety,

Kobiety, kobiety!

Misticot, jak wiemy, szedł ku wierzchołkowi wzgórza Montmartre i przystanął u wejścia do kaplicy, znajdującej się obok kościoła, w której mszę odprawiano.
— Kupujcie — wołał — medaliki Sacré-Coeur... kupujcie panowie i panie, one wam szczęście przyniosą.
Opuściwszy chwilowo tego młodego chłopca, jaki zajmie ważne stanowisko w naszej powieści, wróćmy do restauracyi Pod królikiem A. Gili.
Były sekretarz bankiera z Kalkuty wszedł do tegoż zakładu.
Scott wraz z Trilbym siedzieli przy stole, gdzie ich pozostawiliśmy po odejściu Misticota. Spostrzegłszy we drzwiach Arnolda, spojrzeli nań oba, żaden z nich go jednak nie poznał.
Restaurator, wychodzący właśnie z Salonu morderców, gdzie kazał położyć nakrycia, zbliżył się ku przybyłemu z zapytaniem:
— Co pan rozkaże?
W miejsce odpowiedzi, Arnold wygłosił słów kilka w angielskim języku, na które zerwawszy się Scott z Trilbym, podbiegli ku niemu z wyciągniętemi rękoma.
Jedno spojrzenie przybyłego nakazało im powściągliwość i uwagę.
— To nasz przyjaciel... nasz zaproszony... — rzekł Will Scott do restauratora. — Nie widząc go od lat trzech, nie poznaliśmy obecnie, tak się odmienił.
Desvignes zlekka się uśmiechnął.
— Jak prędko będzie śniadanie? — zapytał Trilby.
— Możecie panowie siadać do stołu, zaraz podadzą.