się matki z synem. Słyszeliśmy jak panna d’Auberive, kreśląc słów kilka, dzięki którym Andrzej otrzymać miał miljon, wołała:
— Idź! idź prędko, spiesz moje dziecię, i wracaj do mnie z powiadomieniem, że wszystko się dobrze skończyło, że Herminia ocaloną została!
San-Rémo wybiegł.
Henryka zostawszy samą, wzniosła oczy w niebo z wyrazem głębokiej wdzięczności, szepcąc z cicha:
— Ocaleni przeżeranie oboje! Ach! Bóg mi przebaczył!
Obiecaliśmy wyjaśnić czytelnikom powód obecności pana de Grandlieu w pałacowym ogrodzie o godzinie drugiej nad ranem, gdzie natenczas znalazł Herminię zemdloną, na podłodze w owym wiejskim domku, podczas gdy San-Rémo wyskoczył oknem, unosząc wraz z sobą szkatułkę z klejnotami, jakie mu ukradziono nazajutrz.
Na kilka dni przed tem wicehrabia był jakiś smutny i niespokojny. Pomimo całej ufności, jaką miał dla Herininii, zauważył z przestrachem nagłą zmianę w całem zachowaniu się młodej kobiety, tak pod względem duchowym jak i fizycznym.
Gdy pan de Grandlieu przemówił do niej niespodziewanie, zadrżała, jak gdyby z głębokiego snu zbudzona, i jąkała jakąkolwiek odpowiedź, przekonywając, iż niesłyszała co do niej mówiono.
Z jej świeżych niegdyś na twarzy rumieńców nie