— Uważając iż już nie będzie dziś widowiska, mówił dobrodusznie stary, odszedł do domu, ale napewno znajdzie się tu jutro wieczorem.
— Dla czego sądzisz, że przyjdzie?
— Ponieważ nie odebrał swoich pieniędzy. Należy mu się zapłata za dni cztery, nie będzie chciał tego stracić, mimo iż się przechwalał, że mu pozostały resztki z jakiejś otrzymanej sukcesji.
Jobin potrząsnął głową.
— Nie! odpowiedział, on się tu nie pokaże więcej! upewniam. Należałoby go przyaresztować tej nocy, zanim się dowie, iż na niego pada podejrzenie. Gdzie mieszka ten Ludwik?
— Niewiem tego, rzekł ojciec Eustachy. Przyjąłem go czasowo, na zastępstwo małego Augusta. Pracowaliśmy razem kiedyś dawnemi czasy w cyrku na bulwarze du Temple. Na tem oparł obecnie przypomnienie mi swojej znajomości, gdyśmy się spotkali w przeszłym tygodniu.
Tu stary maszynista opowiedział szczegółowo zejście się w kawiarni przy ulicy de Bondy.
Wysłuchawszy niecierpliwie owej gawędy, Jobin wziął na bok komisarza policji.
— Wszystko to tak jasnem być mi się wydaje, jak dzień, rzekł do niego. Ów „Duży Ludwik“ jest tu winnym. Czy wierzysz pan w to wraz ze mną.
— Podzielam w zupełności to przekonanie.
— Ów łotr, który musi być zapłaconem przez kogoś narzędziem, bo w jakimż celu działałby na swój własny rachunek? wymyka nam się z rąk dzisiaj, mó-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/17
Wygląd
Ta strona została przepisana.