Tu ukląkł przed swoją kochanką, a wpatrując się w nią z rodzajem ekstazy szeptał:
— Jak ja cię kocham! Ach! gdybyś wiedziała ile cię kocham Herminio!
Wicehrabina pochyliwszy się nieco, dotknęła ustami czoła klęczącego przed sobą młodzieńca.
Nagle podniosła głowę.
— Nie, nie! wyrzekła, nie oskarżaj się, nie sądź iż cierpię przez ciebie mój ukochany. Nie zawiniłeś tu wcale. Czy pamiętasz ów dzień, w którym przestąpiłam raz pierwszy próg tego schronienia przygotowanego dla mnie z taką miłością?
— Ach! czy pamiętam, zawołał San-émo, jak możesz pytać mnie o to?
— Tego dnia powiedziałeś mi. „Zostało postanowione tam wyżej, że mieliśmy się poznać i pokochać. Ow dziwny zbieg okoliczności, jaki nas stawił wobec siebie, miał nastąpić niezmiennie. Mogło to wyniknąć gdzieś w innem miejscu, o innej godzinie, spotkanie jednakże nasze było nieuchronnem“.
— Powiedziałem to, prawda; i myślę o tem, myślę więcej niż kiedy, rzekł Andrzej.
— Zapytałam więc ciebie, ciągnęła dalej wicehrabina, pytałam czy wierzysz w siostrzany związek dusz naszych? Odpowiedziałeś mi wtedy: „Wierzę że one są sobie narzeczonemi, i że Bóg, który je stworzył, przeznaczył je naprzód do spotkania się z sobą, do wzajemnego się połączenia i rozpłynięcia w jedną duszę“. A więc, miałeś słuszność mój przyjacielu. Od chwili w której cię poznałam, ukochałam ciebie, sama
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/83
Wygląd
Ta strona została przepisana.