Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

była stanąć odrazu między pierwszorzędnemi gwiazdami. Z upadkiem jego trzeba jej było rozpoczynać debiut na nowo.
Croix-Dieu przez cały ciąg czwartego aktu przebywając w loży Blanki Gavard zmuszonym był słuchać wybuchów gniewu tej pięknej wdowy, która, wskazując wachlarzem miejsce, zajmowane przez Reginę Grandchamps, wołała głośno umyślnie, aby być słyszaną przez sąsiadów.
— Patrzaj, baronie, na ową wstrętną istotę. Widzisz jak tryumfująca, zuchwała rozkłada się śmiało, wystawiając na pokaz swoje wymalowane oblicze i zbytkowną swą toaletę, kupioną za moje pieniądze!
Pani Gavard myliła się. Oktawiusz nie wrócił do loży Reginy, a nie znalazłszy wolnego przejścia, stanął przy wejściu do orkiestry, wśród innych widzów, ściśniętych jak śledzie w beczce, jeden obok drugiego.
Van Arlow, korzystając z chwili roztargnienia panny Desjardins, która końcami palców przesyłała ukłony dawnym przyjaciołom, szepnął coś na ucho swojemu lokajowi, który skłoniwszy się głęboko, stanął wyprostowany, z uśmiechem na ustach.
Podczas ostatniego aktu, zamienili z sobą porozumiewające się spejrzenia Croix-Dieu z kapitanem Grisolles.
Zapadła zasłona i rozpoczęła się utrudniona czynność wychodzenia, pośród natłoku i nieładu, nieuniknionego we wszystkich teatrach Paryża z przyczyny przejść zbyt ciasnych.
Baron nie poruszył się z miejsca dopóki nie upe-