— W celu osiągnienia szczęścia. Z nadzieją zostania szczęśliwym.
— Cel niedościgniony, próżna nadzieja! Ja mój sen pogrzebałem na wieki w krainie marzeń
— Przeciwnie, staraj się o jego urzeczywistnienie.
— Jest że to możebnem?
— Nie istnieje niepodobieństwo dla człowieka silnej woli.
— Ależ pani de Grandlieu nie zna mnie wcale.
— Zatem cię pozna.
— Wszak powiedziałeś, baronie, przed chwilą, że pełna blasku ta patrycjuszka nie chciałaby spojrzeć na biedaka pracującego na swe utrzymanie, przypuściwszy jeszcze gdybym znalazł gdzie pracę.
— Nie potrzebujesz szukać jej wcale. Zachowasz tenże sam tryb życia, jaki prowadziłeś przez lat cztery. Pozostaniesz w pałacu, zatrzymasz konie, powozy, służbę, wszystko!
— W jaki sposób mogę to uczynić, nie mając ani szeląga?
— Nie troskaj się o to. Ja jestem bardzo bogatym. Przedewszystkiem pospłacam twe długi, co jest dla mnie drobnostką i zobowiązuję się dawać ci na wydatki utrzymania domu. Polegaj proszę na mem przyrzeczeniu.
— Żartujesz, baronie!
— Przeciwnie, mówię na serjo!
— Z jakiego jednak powodu miałbyś to uczynić?
— Wprost jako przyjaciel, nic więcej. Wiadomo ci, że jestem kawalerem i mam pieniądze, wiele pieniędzy. Żywo mnie obchodzi to twoje całe położenie, zresztą,
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/114
Wygląd
Ta strona została przepisana.