dzenia i inne papiery, stwierdzające tożsamość mojej osoby oraz chlubne świadectwa zarządzającego kolegium w Rennes i notarjusza, u którego pracowałem. Wszystkie podpisy są legalizowanemi! O! hrabia de Loc-Earn lubi być w porządku, dodał z ironicznym uśmiechem, ma on dobre świadectwa, jak służący, szukający obowiązku. Pozostawię panu te dowody, raczysz je pan przejrzeć w wolnej chwili i pozwolić, abym się zgłosił nazajutrz tak po nie, jako i po list o który prosiłem.
— Nietylko jutro, ale każdego dnia, o każdej porze będziesz przezemnie najmilej widzianym gościem, kochany hrabio, odparł, żywo pan d’Auberive, dla czego jednak mam przeglądać te papiery, dodał. Widząc cię i słysząc opowiadającego, czyż można wątpić o tobie? Zabierz tę tekę, proszę cię o to.
Robert, powstawszy, potrząsnął głową przecząco.
— Jutro zabiorę ją, odrzekł, a teraz składam moje uszanowanie i żegnam!
Tu ukłoniwszy się tak panu d’Auberive, jak i Henryce, wyszedł, przeprowadzony przez starego kamerdynera aż do pałacowej bramy.
Wzruszony odwiedzinami syna swego starego przyjaciela i towarzysza broni w pamiętnej wandejskiej epopei, rozrzewniony świeżo usłyszanem opowiadaniem, tak pełnem wzniosłej szlachetności, pan d’Auberive, poleciwszy Henryce otworzyć tekę zaczął przeglądać