Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chciało widać pokazać cud, abym mogła oddać ci nasze dziecię zanim zejdę ze świata.
Wykrzyknąłem.
— Ty żyć będziesz!... ty żyć musisz Zuzanno!... Ja nie pozwolę ci umrzeć!...
Ona nie miała siły odpowiedzieć... wstrząsnęła tylko głową, i opadła napowrót na poduszki, zamykając oczy lecz trzymając ciągle jedną ręką moją w swoich....
Od kilku dni, najukochańsza moja doszła do ostatniego stopnia osłabienia. Nie chciała mi tego mówić w ostatnim swoim liście... Wreszcie na coby się to zdało, chociażbym wiedział, że jest umierającą, kiedy między nami stała jedna z nieprzebytych przeszkód, a tą były drzwi więzienne....
Niespodziewane darowanie reszty kary pozwoliło mi widzieć ją jeszcze przy życiu...
Niestety!... to ostatnie tchnienie życia już gasło.... ten promyk szczęścia miał być już krótki...
Zuzanna na drugi dzień skończyła na mojem ręku... Byłem od tej chwili sam jeden na świecie z moją małą Dyzią, która nie miała jeszcze dwóch lat skończonych... gdyby nie ta biedna niewinna istota, dawno byłbym ten ciężki marny żywot zakończył... Wracając z pogrzebu Zuzanny z cmentarza na który ją powiozłem na karawanie ubogich, byłbym sobie przywiązał do nóg po ciężkim kamieniu, a bystre wody kanału, przyjęłyby i zachowały moje zwłoki.
Ale Dyzia przykuwała mnie do życia...
Od dwóch lat, Bóg mi świadkiem, żyłem tylko dla niej jednej... Odmawiałem sobie, nie powiem wszystkich przyjemności, (te nie istniały dla mnie), ale wszelkich roz-